piątek, 4 lipca 2014

O zarażaniu swoją pasją i realizowaniu ambicji cudzym kosztem

Wcześniejsze posty były o rzeczach, o których coś wiem. Albo mi się przynajmniej tak wydaje. Teraz będzie o czymś, czego nie wiem. To nawet jedna z poważniejszych rzeczy, których nie wiem, jeśli chodzi o rodzicielstwo. Rzecz o ambicjach, pasjach, sukcesach, zmuszaniu i perswazji...

Jako młoda nastolatka miałam za złe całemu światu, że nie trenowałam intensywnie żadnego sportu. Grałam w tenisa, chodziłam na basen, na SKSy, ale wszystko to było raczej ogólnorozwojowe. Jeśli chodzi o pływanie - podobno miałam nawet talent (który pewnie dałoby się wykorzystać, gdybym nie bała się histerycznie wody do dziesiątego roku życia). Kiedy zamarzyłam o profesjonalnym sporcie, okazało się, że jest na to trochę za późno. Nawet do klubu siatkarskiego nie chcieli mnie przyjąć, bo byłam "za stara" (w wieku 12 lat!). Byłam nawet zła na Rodziców. Słyszałam z każdej strony, że "trzeba zacząć wcześnie" i "trenować do upadłego". Ale jak, jeśli nikt mi nie kazał poświęcać kilku godzin dziennie na treningi, zamiast na zabawę?

Nie zdawałam sobie sprawy z tego, ile wyrzeczeń prawdopodobnie czekałoby mnie, gdybym miała rzeczywiście trenować. Moi Rodzice - zdawali. Wiedzieli, że mogłoby dojść do sytuacji, kiedy byłoby ciężko ze szkołą, już nie mówiąc o rozrywkach. Może nie byli pewni, czy jestem gotowa poświęcić to wszystko, czy kocham sport aż TAK bardzo (ja tego też nie wiedziałam i nie wiem). Pewnie zdawali sobie sprawę, że jest spora szansa, że wymięknę, musząc wstawać codziennie o szóstej na basen. Wiedzieli natomiast, że kariera sportowca to rzecz krótka i bardzo niepewna. Że mogłoby skończyć się tak, że, po jakiejś kontuzji czy niepowodzeniu, zostanę z niczym. Z perspektywy czasu - myślę, że dobrze się stało.

Źródło: http://www.demoty.pl/ambicje-rodzicow-29722
O tym, że chcielibyśmy wychować bramkarza reprezentacji Polski, mówiliśmy raczej na żarty. Kiedy okazało się, że Groszek jest dziewczynką - plany te zdecydowanie wybijała nam z głowy jedna z groszkowych Babć ;). Ale... chyba chciałabym, żeby Mała umiała grać w piłkę nożną (ja - nie umiem i bardzo źle się z tym czuję; może znacie jakąś szkółkę piłkarską dla matek karmiących?). Więc zarażamy ją. Oglądała z nami Ligę mistrzów, ogląda Mundial (albo przynajmniej słucha komentarza, bo staramy się, żeby nie patrzyła w telewizor). Sz. przyniósł jej małą Pierwszą Piłkę. No ale. Co, jeśli ona tego nie polubi? Jeśli nie zechce? Jeśli będzie wolała balet, jazdę na łyżwach albo w ogóle nic? Gdzie się kończy podsuwanie pomysłów, a zaczyna - wmuszanie i zmuszanie? 

Znałam kilka osób, które były przez Rodziców zmuszane do różnych rzeczy. Znałam dziewczynkę, która musiała uczyć się nocami już w podstawówce, bo mama wymagała, żeby była najlepsza w klasie (biedne dziecko ścigało się nie ze sobą, a z innymi i szczerze nienawidziło koleżanek, które miały lepsze oceny). Słyszałam o dziecku, które ciężko zachorowało, bo rodzice, wożąc je z jednych zajęć dodatkowych na drugie, nie zauważyli, że jest na granicy wyczerpania. Znałam ludzi zmuszonych do wyboru określonych studiów. Szantażem, groźbą, prośbą, perswazją. Z nieśmiertelnym "kiedyś mi za to podziękujesz" na karku. Czujących, że mają wobec Rodziny zobowiązania i mogą poświęcić w ich imię własne pragnienia. To, w większości, byli ludzie bardzo nieszczęśliwi. Kiedy z nimi rozmawiałam - czułam wściekłość i agresję. Jak można wyrządzać taką krzywdę  własnemu dziecku?! 
I co? Taki sam los szykuję swojej Córce? Nie umiem grać w nogę, a marzę o tym od dawna, więc ona się nauczy? Aż jestem sobą przerażona...

Jak to zrobić? Jak zauważyć i pielęgnować talent, bez zmuszania? Jak nie zmarnować potencjału, a równocześnie - nie unieszczęśliwić? Ja raczej nie miałam być sportowcem, ale może moje dziecko ma? Albo muzykiem? Albo genialnym naukowcem? Może, jeśli nim nie zostanie, zapyta: "Czemu we mnie nie inwestowaliście?" Co zrobić z tym, że kiedy ona sama wyrazi swoje marzenie, może być za późno na jego realizację? Czy rzeczywiście nigdy nie jest za późno, kiedy jest się dostatecznie zdeterminowanym? 
A jak poradzić sobie z tym, że marzenie- marzeniem, ale dzieci łatwo zmieniają zdanie? Albo - że czasem im się nie chce? Że chciałyby kopać jak Lewandowski, ale komputer w sumie też jest fajny? A co z tym, że dziecko, decydując, wielu konsekwencji swojej decyzji sobie nie wyobraża (chociaż pewnie widzi inne rzeczy, których dorośli nie dostrzegają)? Że nie wie na przykład, jak mogą wyglądać ramiona zawodowej pływaczki i nie przewidzi, czy nie będzie miała z tego powodu kompleksów lub problemów? Mnie się wydaje, że to nieważne, że to drobiazg, ale czy mogę być pewna, że moje dziecko też tak będzie myślało? Zawsze trzeba z czegoś rezygnować, ale skąd się niby wzięło moje prawo do rezygnowania za kogoś?

Mam wychowawczą zagwozdkę. Może jeszcze jest chwila, żeby ten problem rozwiązać, ale pewnie nie tak długa... Gimnastyczki artystyczne trenują przecież od 2-3 roku życia...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz