sobota, 19 lipca 2014

Burza w plastikowym kubeczku, czyli o Groszkowym odkryciu

Mamy dobre 3 metry kwadratowe zabawek (wiemy, bo zdarza im się wszystkim razem leżeć na macie edukacyjnej). Ale zabawkę marzeń znaleźliśmy dopiero dzisiaj. Przez zupełny przypadek. Regenerując się po kilku godzinach zakupów. I jeśli do tej pory zastanawialiśmy się, w jaki sposób kilkumiesięczne niemowlę ma wyrazić gotowość do przyjęcia innego pokarmu niż mleko mamy (bo mądry podręcznik żywienia niemowląt nakazuje poczekanie do tego momentu z wprowadzaniem nowych jedzonek), to nasze właśnie ją wyraziło. 

Być może ta fascynacja ma też coś wspólnego z tym, że nie przez całą ciążę dawałam radę rezygnować z kawy. Kiedy dzisiaj Groszek dostrzegł, jak z plastikowego kubka powoli znika frappe z bitą śmietaną, cały świat, wcześniej całkiem interesujący, właściwie mógł przestać istnieć. Na początku nie przyszło nam do głowy, do czego śmieje się, piszczy i wyciąga ręce. Ale spojrzenie nie pozostawiało wątpliwości. Przezroczysty, plastikowy kubek z kawą to rzecz nad wyraz fascynująca.

Na początku pozwoliłam jej go ostrożnie dotknąć (był zimny i pełen kawy). Myśląc, szczerze mówiąc, że jeśli okaże się nieprzyjemnie chłodny w dotyku, to zdecyduje się go wymienić na jakąś mniej niekonwencjonalną zabawkę. Ale to, że nowe Groszkoodkrycie okazało się MOKRE, sprawiło, że stało się jeszcze bardziej fascynujące (jeśli to w ogóle możliwe). Schowanie kubka albo odsunięcie go z zasięgu wzroku wywoływało gwałtowny i stanowczy protest. Więc na zmianę piliśmy kawę i podawaliśmy kubeczki do pogłaskania.

Dotykowy kontakt z upatrzonym obiektem okazał się jednak zdecydowanie niewystarczający. Dotykaniu zaczęło towarzyszyć wtulanie się i nawet (mimo gwałtownego protestu mamy), lizanie (z zewnątrz, oczywiście). A fakt, że kubka nie dało się mamie wyrwać i wpakować do buzi również stał się powodem do dojmującej rozpaczy.

Skończyłam myjąc w łazience w galerii handlowej plastikowy, pusty kubek po kawie... Ech... Tatuś natomiast narzeka, że od picia zimnej kawy w trybie przyspieszonym na pewno się rozchoruje. Groszek jednak dostał (po rodzicielskich oględzinach pod kątem ostrych kantów i próbach wytrzymałości) wreszcie wymarzony przedmiot i zapoznał się z nim przy użyciu wszystkich pięciu zmysłów.

Byliśmy przekonani, że w tym momencie fascynacja się skończy. Nie. Trwała przez całą podróż wózkiem i nie minęła jeszcze w domu. Wspaniały przyrząd okazał się wielofunkcyjny i rozchmurzył Groszka także przy kąpieli. Łapaliśmy wylewającą się z niego wodę i obserwowaliśmy burzę w plastikowym kubeczku. I śmialiśmy się wszyscy w głos, takie te drobiazgi są fascynujące.

Z tej historii morałów jest kilka:
- zabawki ze sklepów bywają naprawdę fantastyczne - ale to nie jedyne (choć pewnie najbezpieczniejsze) wyjście;
- jeśli, pod staranną rodzicielską kontrolą, da się dziecku do zabawy coś niekoniecznie atestowanego, można odkryć wielkie wspaniałości;
- świat jest fascynujący i możemy się tego zawsze od Groszków uczyć :)!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz