czwartek, 10 lipca 2014

Nowe punkty w CV, czyli czego uczą dzieci

Jestem egzemplarzem specyficznym - lubię się uczyć. Obawiałam się trochę, że jako mama będę kształciła się tylko w dziedzinie papek, kupek, pieluszek, zabawek i wygłupów, co może i jest przyjemne, a nawet rozwojowe, ale raczej na krótką metę. Okazuje się, że jednak nie. Minęły tylko 4 miesiące, a ja już mam mnóstwo nowych kompetencji. Myślę, że z przyjemnością wpiszę je do CV, jeśli mi kiedyś przyjdzie szukać pracy...

1. Multitasking
Niby to niedobrze, robić wiele rzeczy na raz. Ale, po pierwsze, podobno kobiety są do tego stworzone. Po drugie - macierzyństwo to po prostu esencja wielozadaniowości. Zabaw, nakarm, uśpij, sprzątnij, ugotuj, umyj się, zrób zakupy, przewiń kupę, kiedy właśnie kipią ziemniaki... Rozwinęłam się w tej dziedzinie ogromnie. Na początku zdarzało się, że to, że w południe właśnie udało mi się umyć zęby (do połowy), stanowiło niemałe osiągnięcie. A teraz? Ostatnio w południe siadłam sobie z kawą na kanapie i zdałam sobie sprawę, że zdążyłam od rana sprzątnąć mieszkanie, upiec ciasteczka, przetłumaczyć kilka stron, spakować się do wyjazdu i uśpić dziecko. Odkryłam, że można ćwiczyć, równocześnie animując Malucha (u nas sprawdza się ten zestaw ćwiczeń) albo pokazać mu, jak się robi makijaż (poranną toaletę zawsze wykonujemy razem). Co prawda poziom multitaskingu, który osiągają matki bliźniąt lub kilkorga dzieci to dla mnie jeszcze czarna magia, ale cóż, rozwijam się, wszystko przede mną.


Źródłó: http://www.babble.com

2. Kreatywność i dystans do siebie
Powiedzmy sobie prawdę w oczy - bywam sztywna. Na wygłupy potrafię się zdobyć bardzo rzadko, przy najbliższych przyjaciołach i, najlepiej, po pewnej dawce alkoholu. Albo przy mojej Córci. Uprawiam skomplikowane taneczne choreografie, śpiewam (fałszując niemiłosiernie) i to nawet przy ludziach, przemawiam głosami różnorakich zwierzątek, wydaję dziwne odgłosy i obawiam się, że gdybym spojrzała na siebie z boku, złapałabym się z przerażeniem za głowę. I robię to tylko po to, żeby Groszek zechciał łaskawie się roześmiać. Osoby, które widziały mnie w akcji, jednogłośnie orzekły, że mogłoby mi tak zostać.

3. Nieodkładanie na później
Prokrastynacja przy Groszku nie działa. Po prostu zdarza się, że "później" nie istnieje. Jeśli nie wykorzystam na pracę jej przedpołudniowej drzemki, to być może nie popracuję wcale. Jeśli nie umyję głowy w momencie, kiedy Groszek ma ochotę się temu poprzyglądać, to prawdopodobnie będę chodzić z brudną. Jeśli nie wykorzystam dobrego humoru Groszka na sprzątnięcie - będziemy potykać się o sterty naczyń. Pojawiły się w moim życiu nagle też takie rzeczy, których po prostu NIE DA SIĘ zrobić "później". Na przykład - zmiana pieluchy. Albo nakarmienie. Mając dziecko, które nagle zachciało jeść, odkrywa się zupełnie nowe znaczenie słowa: JUŻ. Muszę przyznać, że od czasu, kiedy urodziła się Mała, wszelkich terminów dotrzymuję jak nigdy dotąd.

4. Motywacja
Mam całe morze motywacji do pracy. I to niekoniecznie w celu zarabiania pieniędzy (chociaż trochę też). Chodzi raczej o samorozwój. Mam potrzebę bycia "atrakcyjnym" rodzicem. Który wie, który pokaże, który zaciekawi, zainteresuje, wprowadzi, zaimponuje. Ok, mój doktorat czeka na lepsze czasy. Ok, może te lepsze czasy w najbliższym czasie wcale nie nadejdą. Ale w wolnym czasie zajmuję się rzeczami, którymi chciałam zająć się od zawsze. Więcej czytam. Mam czas pisać, nie tylko naukowo. Pracuję nad językami. Planuję podszkolić rysowanie. Bo patrzę na Malutką i wiem, że chciałabym jej pokazać, że uczyć się można zawsze, wszędzie i z radością.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz