środa, 1 października 2014

Mamowostudiowo #1 - Jak studiować i nie zwariować? Na udany rok akademicki



Mam 25 lat. Przez 5 lat studiowałam MISH. Teraz zastanawiam się, czy szybciej zrobię doktorat, czy drugiego magistra. Przez całych tych 5 lat byłam w związku, po moim 3 roku wzięliśmy ślub, mamy Groszka. Byłam przez 3 lata w uniwersyteckiej sekcji pływackiej. Dorywczo pracowałam. Udzielałam się w kilku kołach naukowych, zjeździłam pół Polski uczestnicząc w konferencjach, co roku miałam stypendium. I wiecie co? Zdążyłam w międzyczasie porządnie poimprezować, narobić głupstw, popodróżować (chociaż nie lubię), wypić (całkiem niepotrzebnie) sporo alkoholu, nauczyć się grać w Fifę na PS3 i zwyczajnie zmarnować mnóstwo czasu. Z niczego nie zrezygnowałam. Mam takie życie towarzyskie, jakiego potrzebuję. Mam rodzinę, o którą dbam. Zajmuję się rzeczami, które uwielbiam. Oczywiście, czasem bywa beznadziejnie. Czasami nie chce mi się otworzyć oczu i chociażby spojrzeć na książkę. Ale jestem z siebie bardzo dumna i mam poczucie, że naprawdę się realizuję.
Nie piszę o tym, żeby się chwalić (no, może troszkę). Po prostu, jako że odniosłam, nieskromnie mówiąc, pewien studencki sukces, postanowiłam podzielić się kilkoma refleksjami na temat studiowania. Takie doświadczenia kombatanckie. Nie wszystkim te rady muszą pomóc. Mam tendencję do mierzenia ludzi własną miarą i, jeśli coś przychodzi mi łatwo, mam wrażenie, że innym też powinno. Ale wiem też, studiując ze sporo młodszymi kolegami, że mnóstwo ludzi bardzo się męczy na studiach, nie robiąc rzeczy, które mi nieraz uratowały tyłek. Więc się podzielę :).


1. Nie chcesz - nie rób!

Poważnie. To nie jest protekcjonalna uwaga wykształciucha. Studia to tylko jedna z dróg. Ani najlepsza, ani najgorsza. Albo raczej: dla jednych najlepsza, dla innych najgorsza, dla większości - taka sobie. Obecnie nie gwarantują ani dobrej pracy, ani żadnego właściwie społecznego prestiżu. Nie są kopalnią złota. Wbrew pozorom nie są też pasmem niekończących się radości, imprez i rozrywek. Nie warto marnować najproduktywniejszych lat życia na zajmowanie się czymś, czego się wcale robić nie chce. Nie chcesz studiować i z ulgą wyrzuciłeś do kosza wszystkie książki z liceum, ciesząc się, że już do nich nie wrócisz? Nie masz pojęcia co zrobić ze swoim życiem? Jesteś młody, masz czas - zrób coś innego. Pojedź do Afryki pomagać dzieciom. Znajdź pracę. Rozkręć biznes. Zaangażuj się w wolontariat. W najgorszym wypadku - nawet spokojnie, bezczynnie poczekaj.

Studiom trzeba poświęcić czas. Kiedy patrzę na swoich znajomych, których gryzie każda możliwa książka i którzy z niecierpliwością czekają na koniec każdych zajęć, na których z bólem serca postanowili się pojawić, zastanawiam się, w imię czego się tak męczą. Rozumiem, że niektórzy muszą zostać w znienawidzonej robocie, żeby wyżywić rodzinę. Ale nie na studiach! Studia to inwestycja - wymagają  ogromnego wkładu własnego: pieniędzy, czasu, skupienia, zaangażowania. A w dodatku - nie ma co się spodziewać natychmiastowych korzyści. Jeśli nie wiesz, czy będziesz robił to, co kochasz - rozważ inne rozwiązania - dokształcić się możesz w każdej chwili, kiedy już będziesz wiedział, że właśnie tego potrzebujesz.

2. Nie słuchaj dobrych rad

Sam zdecyduj, czy chcesz studiować i co chcesz studiować. Nie patrz na trendy. Nie podążaj za modą ani za koleżankami. Rodziców weź pod uwagę (szczególnie, jeśli będziesz od nich oczekiwać pomocy finansowej), ale nie traktuj ich opinii jako decydującej. Nie idź na prawo tylko dlatego, żeby zachować rodzinną tradycję, chociaż sam z całego serca pragniesz być archeologiem. Ale nie rezygnuj z marzeń o karierze prawnika, tylko dlatego, że nauczyciel, któremu podpadłeś, wmawia ci, że to trudne studia i nie dasz sobie rady. Jeśli czegoś naprawdę chcesz - jest to warte każdego możliwego wysiłku. A na dodatek - czasem nawet nie zauważysz wysiłku, który wkładasz w to co robisz, jeśli sprawia ci to radość!

3. Bądź niezależny

Zachowaj zasadę ograniczonego zaufania w stosunku do koleżanek i kolegów studentów. Szczególnie starszych koleżanek i kolegów (tak, w stosunku do mnie też). Czasem dostarczają użytecznych i cennych informacji. Częściej - sieją panikę, powtarzają plotki i miejskie legendy albo po prostu (najczęściej nieumyślnie) wprowadzają w błąd. Najlepsze zajęcia na studiach miałam z legendami wydziałów. Tymi, którzy "oblewają połowę roku" i od których "dziewczyny wychodzą z płaczem z egzaminu". Bardzo często to wspaniali, fascynujący ludzie o intrygujących osobowościach, którzy, niestety, mają ograniczoną tolerancję dla głupoty i nieprzygotowania, wiec wielu studentów ma z nimi przykre doświadczenia (:)). Nauczycieli niewyżytych/wrednych/złośliwych/gnębiących innych, żeby sobie poprawić samopoczucie oczywiście spotkasz również. Ale, jak mi powiedział jeden z mądrych i kochanych Wykładowców - jeśli przychodzisz do kogoś z góry zajmując pozycję ofiary (bo się nasłuchałeś i już wiesz, że ten człowiek cię zniszczy, niezależnie od tego, jak bardzo będziesz się uczył), to on z pewnością przyjmie rolę kata. Tak, niestety, działają ludzie. 

4. Pracuj samodzielnie

Nigdy nie uważałam, żebym coś traciła, udostępniając kolegom i koleżankom starannie opracowane przez siebie skrypty i notatki. Robię to do teraz, zyskując sobie wielką wdzięczność, która jest miła. Nie jestem jednak wcale pewna, czy w rzeczywistości im pomagam, czy może jednak szkodzę.

Zrób prosty eksperyment. Jeśli masz przed egzaminem podane zagadnienia do opracowania, wybierz spośród nich dwa, oba średnio trudne. Jedno opracuj sam (korzystając z podręczników, notatek z zajęć, Internetu - czegokolwiek). Drugie - weź z przygotowanego wcześniej (przez starszy rocznik lub twoją grupę) opracowania. Przeczytaj to opracowanie tyle razy, ile przeczytałbyś je przed egzaminem. Potem zamknij notatki i napisz, co zapamiętałeś na temat jednego i drugiego problemu. Jeśli lepiej opisałeś drugi (a podszedłeś do sprawy uczciwie) - uczysz się zupełnie inaczej niż ja, do czego masz prawo. Prawdopodobnie jednak lepiej zapamiętałeś i zrozumiałeś pierwszy. Bo zająłeś się nim sam. W porządku, ale nie mam czasu sam opracować wszystkich zagadnień - odpowiesz. No litości! A masz czas wkuwać bez sensu na pamięć cudze notatki, które mogą być niekompletne, zupełnie niezrozumiałe, zawierać skróty myślowe, błędy, nieścisłości? BARDZO mało czasu? Przynajmniej dokładnie przejrzyj i popraw to, co zrobili inni. Nie mówię, że masz niekompetentnych znajomych. Ale każdy uczy się inaczej, inaczej myśli, inne rzeczy wie, inne uznaje za oczywiste, innych nie rozumie! 

5. Uczestnicz w zajęciach

Nie żartuję. Jeśli nie masz ekstremalnego kaca, nie wymiotujesz, nie jesteś bardzo chory (jestem ZDECYDOWANIE przeciwna chorym studentom na uczelni, szczególnie teraz, kiedy mam małe dziecko) albo absolutnie, dramatycznie i ostatecznie nieprzygotowany - przyjdź na zajęcia. I poświęć to półtorej godziny temu, co się na nich dzieje. Zrób sobie przerwę od facebooka, z koleżanką pogadaj kiedy indziej, postaraj się pokonać senność, wypij kawę i skup się. Nawet nie wiesz, ile czasu w sesji zaoszczędzisz, kiedy będziesz coś sobie PRZYPOMINAĆ, a nie rozkminiać zupełnie od zera. Może nawet doznasz na egzaminie olśnienia ("O, było o tym na ćwiczeniach!"). A w dodatku - słowo daję, a prowadziłam już zajęcia dla studentów - choćby wykładowca się uparł, że nie będzie tego brał pod uwagę, poczuje znacznie większą sympatię do osób umiarkowanie zainteresowanych tym, co się do nich mówi, niż do tych, które zajmują się czymś zupełnie innym. Nic się na to nie poradzi. To odruch. Naprawdę. 

6. Nie znęcaj się nad sobą

"Nie pójdę na imprezę, bo muszę się uczyć.", "Nie będę spał, bo mam egzamin", "Nie wrócę do domu na weekend (sic!), bo we czwartek jest kolokwium", "Strasznie tęsknię za moim chłopakiem/moją dziewczyną, ale nie mam czasu się z nim/nią zobaczyć, bo się uczę." - z takim nastawieniem z całą pewnością uznasz naukę za najgorsze, co ci się może przytrafić i wreszcie się nią porzygasz. Będzie ci się kojarzyła tylko z torturami i wyrzeczeniami. Tymczasem - nauka jest super. Imprezy są super. Randki są super. Rodzina jest super. Jedzenie i spanie też są super. Jeśli się do czegoś zmuszasz, to naprawdę, szybko ci to zbrzydnie. Daj sobie czas na inne rzeczy. MASZ ten czas. Naprawdę. Na myślenie o tym, że jesteś głodny, niewyspany, tęsknisz za partnerem/partnerką/rodziną/przyjaciółmi tracisz więcej czasu niż na zaspokojenie swoich, właściwie najważniejszych, potrzeb. A poza tym - słowo osoby, która, przez bycie nadambitną, mocno nadwyrężyła sobie zdrowie - NIE jesteś niezniszczalny. MUSISZ jeść i spać. W sesji także. Jedna zarwana noc cię nie zabije. Ale strategia nieorganizowania sobie czasu, a potem siedzenia po nocach i modlenia się, żeby kofeina nie przestała działać akurat podczas egzaminu jest ekstremalnie szkodliwa i, na dodatek, ekstremalnie nieskuteczna. Słowo.

 Jutro wracam na uczelnię. Zaczynam od roli wykładowcy. Drżyjcie, Studenci, mama wraca do pracy ;).

5 komentarzy:

  1. Pierwsze dwa komentarze perfekcyjnie przeciwstawiają się mojej obecnej strategii - namawiam od roku faceta żeby w końcu poszedł na studia :) Póki co zapisał się, jutro zanosi dokumenty.
    Ale po tym co teraz przeczytałam... Jak to ma nie iść skoro nie chce?!?!?! A co z tym czego chcę ja i nasze rodziny? Czy moje całoroczne ględzenie i wiercenie mu dziury w brzuchu to pomyłka?
    Dzięki Basiu za mętlik ;)
    Swoją drogą chciałabym kiedyś mieć z Tobą zajęcia. Wyczuwam mentorski sukces ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam ;)! To, o czym piszę to trochę utopia, prawda jest taka, że papier ciągle się jeszcze liczy i najprawdopodobniej w ostatecznym rozrachunku mu się przyda. I zawsze warto spróbować różnych rzeczy, a nuż mu się spodoba ;). Ale nie ciśnijcie go tak bardzo, jeśli będzie widać, że się męczy, po co zdrowie tracić.
      Zapraszam na zajęcia (może jako jakiś fakultet?), mentorstwo mentorstwem, ale mam nadzieję, że zabawa jest dobra :).

      Usuń
  2. Zawsze podziwiam kobiety, które potrafią pogodzić bycie mamą ze studiami, pracę i ogólnie prowadzeniem domu. Dla mnie to ogromny wyczyn bo obowiązków tak wiele, a tylko jedna kobieta :)

    OdpowiedzUsuń
  3. 37 yrs old Physical Therapy Assistant Sigismond Hurn, hailing from Angus enjoys watching movies like Radio Free Albemuth and role-playing games. Took a trip to Longobards in Italy. Places of the Power (- A.D.) and drives a Sierra 3500. tutaj

    OdpowiedzUsuń
  4. Co tu dużo mówić, jesteś super zorganizowana w takim razie. Dziecko i studia a do tego praca to nie lada wyzwanie. Ja też bym chciała zacząć drugi kierunek mimo dwójki szkrabów na pokładzie. Na tej stronie jest opisany jeden z kierunków o jakim myślę, ta uczelnia do dobry pomysł? Jak myślicie? Na pewno będą to studia w Warszawie.

    OdpowiedzUsuń