poniedziałek, 6 października 2014

Na dobranoc...

Miałam dzisiaj napisać o czymś innym. Trochę się powyzłośliwiać, trochę pozłościć. Pewnie to jeszcze zrobię, więc nie powiem, o co chodzi. Ale Groszek bardzo skutecznie złagodził moje obyczaje, więc będzie zupełnie inaczej. Mała właśnie spokojnie śpi, obejmując przytulankę, więc mogę napisać, dlaczego jest mi teraz tak słodko-łzawo, że nie mogę się na niczym skupić, ani sformułować żadnej zgryźliwej uwagi...

Jak już wspominałam - Groszek ma, jak to się fachowo mówi, "lęk separacyjny". A może raczej, żeby to nie brzmiało tak strasznie i medycznie - jest okropnie przyklejny i właśnie niniejszym awansowałam ze źródła pokarmu (które stanowi centrum wszechświata) na centrum wszechświata (które stanowi źródło pokarmu). Strasznie to męczące. Wiecie, mamy, o co chodzi. Wybiegacie do łazienki na 5 minut, zostawiając dziecko komuś na ręku. 5 minut to czas, kiedy ten nieszczęsny ktoś nie zdąży jeszcze zająć czymś uwagi dziecka (w przypadku Groszka jest to na szczęście w ogóle  możliwe), więc, robiąc to, co musicie zrobić, zastanawiacie się, jak to zrobić na tyle szybko, żeby Małe nie wpadło w histerię. Wracacie do domu, bo zdecydowałyście się, po długiej wewnętrznej walce, gdzieś wyjść. Zostawiałyście rozbawione i zadowolone, łudząc się, że takie też zastaniecie. Zastajecie względny spokój, więc postanawiacie się przywitać. I nie daj Boże, robicie to, zanim zdejmiecie buty i umyjecie ręce. No tak, to już nie zdejmiecie butów ani nie umyjecie rąk. Przepadło. 

Niestety, ten przyklejny okres zbiegł się nam z okresem mojego, przynajmniej częściowego, powrotu na uczelnię. Trochę nas to kosztuję stresu. Nauczę się niedługo przemykać przez drzwi i niezauważalnie zdejmować buty, żeby zdążyć się rozebrać, zanim Groszek się na mnie rzuci. A Mała może niedługo przestanie wisieć na piersi, kiedy tylko ma okazję, budzić się w nocy i płakać, dopóki nie podejdę i nie utulę i zacznie wyrażać też inne potrzeby, niż "do-mamy-na-rączki-JUŻ".


Ale ja nie po to, żeby marudzić. Bo ten etap, chociaż męczący, jest też niesamowity. Zupełnie. Nic, nigdy, nigdzie nie dodało mi tak poczucia własnej wartości, jak moje Dziecko, które rozgląda się zaniepokojone, kiedy wychodzę z pokoju. I które uspakaja się i rozpromienia, kiedy mnie zobaczy. Dzisiaj wyjęłam ją rozpłakaną z wanny. Byłam cała mokra. Co z tego. Wtuliła się we mnie, zamruczała i ucichła. Natychmiast. I tak, z istoty na wskroś niedoskonałej, awansuje się na superbohatera.
 
Potem bawiliśmy się z Tatą i chichotaliśmy wspólnie z "apsik!" i teatrzyku cieni (i Małej wcale nie przeszkadzało, że mój gołąbek był lekko koślawy:P). A kiedy Groszkowi zachciało się już spać, wtulił się w mamę i patrzył w nią jak w obrazek, słuchając kołysanek. Co z tego, że kompletnie nie umiem śpiewać. Groszka zachwyca. Co z tego, że jestem rozczochrana i lekko zapuszczona. Groszkowi się podoba. Co z tego, że jest ze mnie trochę jędza i furiatka. Groszek mnie kocha. Groszek do mnie chce. Groszek na mnie patrzy, a mi mięknie serce, bo widzę, że jestem jej potrzebna. Rozpływam się, kiedy podnosi głowę znad piersi, żeby się do mnie uśmiechnąć i upewnić, że nigdzie sobie nie pójdę. Mam łzy wzruszenia w oczach, kiedy łapie mnie za koszulę i wtula się we mnie z całej siły. To taka dziwna miłość - wiem, że jest wyjątkowa, chociaż inne Mamy i inne Maleństwa też przecież mają taką, wyjątkową relację. Wiem też, że ta miłość z czasem się zmieni. Że będzie trochę mniej bezwarunkowa. Trochę mniej bezwzględna. Że zacznie dostrzegać wady. Muszę na te chwile dobrze zachować w pamięci te utkwione we mnie, kochające oczka... Groszkotato powiedział dzisiaj, że z trudem to przyznaje, ale chyba jednak to Groszek kocha mnie najbardziej na świecie. Cóż - z pewnym trudem, ale mogę się na takie rozwiązanie zgodzić :).

2 komentarze:

  1. Basiu Twój wpis czytałam ze łzami wzruszenia w oczach. Moja 3 miesięczna Alunia zachowuje się bardzo podobnie do Twojej córci. Mąż już dawno przyjął do wiadomości, że to właśnie ja jestem na chwilę obecną niezbędną maleństwu do życia i chyba nawet się z tym pogodził :-) Nie wiem tylko czy ja tak łatwo pogodzę się z opuszczeniem najwyższego miejsca "na pudle" kiedy tatuś zajmie moje miejsce i zostanie bohaterem naszej królewny ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło. I mam podobne obawy. Bo w końcu Córeczki na którymś etapie swojego życia stają się bardzo "tatusiowe". Ciekawe, czy będzie mi wtedy brakowało tych wyciągniętych rączek, które teraz czasem nawet przerażają...

      Usuń