sobota, 4 października 2014

Groszek w mamy żywiole, czyli pierwszy raz na basenie

Jako dziecko bałam się wody. Jednak od kiedy lęk minął - właściwie mogłabym z niej nie wychodzić. Jeśli chcę odreagować stresy, spalić kalorie albo po prostu się poruszać - idę na basen. Jeśli coś mnie boli albo jestem zmęczona - do oporu moczę się w wannie. Po długiej, wymuszonej ciążą (obawa przed infekcją), połogiem i brakiem czasu, abstynencji, jakiś czas temu sama wróciłam do pływania. I dało mi to tyle radości, że postanowiłam zarazić Groszka swoją miłością do wody. Od dzisiaj mamy więc w domu małe Krakeniątko.

Pływamy w grupie niemowląt od 3 do 9 miesiąca (po jakimś czasie pewnie przeniesiemy się do grupy dla nieco starszych maleństw, ale pozwolimy jeszcze Groszkowi trochę oswoić się z wodą). Zajęcia to chwila krótkiej rozgrzewki, po której następuje półgodzinne pluskanie i pływanie w ciepłej wodzie, pod opieką sympatycznych i troskliwych instruktorów, w towarzystwie kaczuszek i piłeczek (kolorowe, gumowe piłki, które w pewnym momencie z pluskiem wsypały się do wody, zrobiły na Groszku zdecydowanie największe wrażenie). Maluchy oswajają się z wodą i, właściwie bez wyjątków, są, co najmniej, zainteresowane. Byłam tym nieco zaskoczona, bo w końcu basen to nowe bodźce - dźwięki, zapachy, doznania, ale płacz czy okrzyki niepokoju podczas zajęć należały do rzadkości (co innego w szatni...) - nawet zupełne maluchy sprawiały wrażenie spokojnych i zrelaksowanych. 

Nasza Córka to prawdziwa ryba w wodzie. Czuje się w niej tak swobodnie, że na większość ćwiczeń nie zwróciła specjalnej uwagi, fascynując się, jak podczas codziennej kąpieli, przede wszystkim gumową kaczuszką i piłeczkami, które dostała do zabawy. Jednak im dłużej trwały zajęcia, tym bardziej była rozluźniona i tym większą przyjemność czerpała z kąpieli. Pod koniec zrelaksowała się tak bardzo, że prawie usnęła ;).

Jako że Groszek jest obecnie na etapie "mama-wyszła-do-drugiego-pokoju-czy-to-znaczy-że-odeszła-na-zawsze", po raz pierwszy do wody weszła ze mną. Bawiłam się fantastycznie. Mam wrażenie, że, o jeśli to w ogóle możliwe, dzięki wspólnemu pływaniu zżyłyśmy się ze sobą jeszcze mocniej. Każde ćwiczenie zakładało duże ilości czułości i bliskości, a to przecież to, co Groszki i ich mamy lubią najbardziej! Dodatkowym plusem jest obecność innych rodziców i innych Maleństw - wygląda na to, że, w codziennym zamieszaniu, chwile na basenie pozwolą nam na spokojną socjalizację. Ja - po wyjściu miałam mnóstwo energii. Mała znowu, z powodu mnogości wrażeń - błyskawicznie zasnęła i przespała w dzień ponad godzinę w łóżeczku! Jak na razie - same plusy. Z bólem serca przyszłotygodniowy basen powierzam Groszkotacie, który stanowczo sobie tego zażyczył. Widać - też mu się podobało.

 [Wszystkim, którzy wybierają się na basen z Maluchami - proponuję, przynajmniej po raz pierwszy, zaangażować w wyprawę kogoś do pomocy. Samodzielne przebranie Maleństwa i siebie w zatłoczonej szatni i dopilnowanie wszystkich rzeczy, które nie powinny przy okazji zginąć na pierwszy rzut oka wydaje się sportem ekstremalnym. Poza tym - Groszkotato zrobił dziś serię wspaniałych zdjęć!]


1 komentarz:

  1. Cudnie!!! :) Pięknie opisujesz macierzyństwo, z przyjemnością się czyta :)

    OdpowiedzUsuń