środa, 25 lutego 2015

Odczep się, Babo!*

Kiedy byłam nastolatką NIENAWIDZIŁAM gotowania. Nie mogłam nauczyć się w kuchni najprostszej rzeczy, wkurzałam się, a w efekcie moje zdolności kulinarne nie wykroczyły właściwie poza umiejętność zrobienia kanapki. No, może potrafiłam jeszcze upiec na ogniu mięso całkowicie zwęglone na zewnątrz i doskonale surowe w środku (byłam harcerką), ale na obozie też raczej wolałam siekierę niż garnek. Dlaczego? Cóż. Gotowałam zazwyczaj w cudzej kuchni. Co więcej, właścicielką owej cudzej kuchni była moja Mama (sorry, Mamuś). Oczywiście, miała rację. Nie można płukać surowego mięsa nad zlewem pełnym naczyń, należy zmieniać deski do krojenia, a nalewając gorącej wody do filtra można go popsuć. Nie zmienia to jednak faktu, że, z powodu ciągłej kontroli i patrzenia mi na ręce (którego trudno było uniknąć, bo naprawdę nie potrafiłam gotować), robiłam się jeszcze bardziej niezręczna i psułam jeszcze więcej. Wyprowadziłam się i nagle się okazało, że w swojej kuchni, na swoich zasadach, niszcząc moje własne rzeczy i marnując własne produkty, mogę się nauczyć właściwie wszystkiego.Teraz - nie ma sprawy, zupa, drugie danie i nawet co prostsze ciastka się udają (ale nauczyłam się już zasad mięsno-deskowego BHP). I, żeby nie było, nienawidzę, jak ktoś mi coś w tej kuchni przestawia albo bałagani.

Mój Kochany Mąż wraca z pracy. Jest późno, ale chciałabym, żeby chwilę spędził z Groszkiem. Oni oboje też mają na to ochotę. Siadam więc na kanapie, oni na podłodze, włączam tablet i próbuję się zrelaksować. Nie wychodzę do drugiego pokoju, bo uwielbiam patrzeć, jak się bawią. Owszem, uwielbiam, ale przecież to nie główny powód, prawda? Nie mija pięć minut, a już mimowolnie zerkam. A potem nagle dociera do mnie, że od pół godziny wydaję komendy: "No, daj jej soku", "Może pokaż jej coś, nie widzisz, że się nudzi?", "Nie pozwalaj jej na to, spadnie!", "Może idźcie się już myć, jest zmęczona"... A potem mam pretensje, że wszystko na mojej głowie a Mój Kochany Mąż nie wykazuje inicjatywy. A ma na nią chociaż milimetr? Dwie minuty? Zanim się odnajdzie w sytuacji, już musi wykonać 100 poleceń. Kiedy niby ma się zastanowić nad tym, czego dziecku trzeba i kiedy ma mu to dać, skoro ja wiem wszystko z wyprzedzeniem i intensywnie się znad ekranu tą wiedzą dzielę?

Wychodzę z założenia, że najpierw jesteśmy ludźmi, a dopiero długo potem - kobietą i mężczyzną. Mam głębokie przekonanie, że każdy może nauczyć się wszystkiego. Oczywiście, jednym coś przychodzi łatwiej, innym trudniej, ale są rzeczy, które opanować trzeba i koniec. Mam młodsze rodzeństwo, na tyle młodsze, że potrafiłam, przed pojawieniem się Groszka, zmienić pieluchę i trzymać niemowlę. W szkole rodzenia byłam chyba jedyną słuchaczką z takim doświadczeniem. Jednak prawda jednak taka, że przy Małej oboje i tak uczyliśmy się wszystkiego od zera. Ja miałam dwie lewe ręce, on miał dwie lewe ręce. Ale że oboje mamy mózgi i obojgu nam zależało - prawe ręce się odnalazły zaskakująco szybko. Nie, to nie jest tak, że skoro jest mężczyzną, testosteron sprawi, że kontakt z pieluchą go zabije. Może się nauczyć ją zmieniać tak samo jak kobieta i tak samo jak kobiecie, parę razy pewnie wyjdzie mu to gorzej. Kobieta ma jednak tę przewagę, że bardzo często porządnie i naprawdę uczy się tego wszystkiego dopiero będąc sam na sam z dzieckiem. Nikt nie widzi tego krzywo zapiętego rzepa czy źle dobranych śpiochów. Natomiast, z jakiegoś powodu, wiele kobiet (ja na przykład - na pewno) czuje się zobowiązanych do kontrolowania zajmujących się dzieckiem partnerów. Zapominamy, że my też się uczyłyśmy, nauczyłyśmy, dziecko żyje i ma się dobrze, a większość zabiegów pielęgnacyjnych da się doskonale opanować po prostu wielokrotnie je powtarzając. I kontrolujemy. A oni się poddają kontroli, bo co niby mają zrobić?

Opowiedziałam o swoim problemie Mamie, która poradziła - po prostu wychodź z pokoju. Daj im czas dla siebie. Inaczej się nie powstrzymasz. Bardzo lubię patrzeć na nich razem, ale chyba trzeba będzie to rozwiązanie wprowadzić w życie. Co z tego, że wiem, że najgorszą rzeczą, jaką można zrobić osobie, która się czegoś uczy, to patrzeć jej na ręce i komentować na bieżąco? Notorycznie to robię i jeszcze mam pretensje. Dlatego w moim domu rozpoczynam właśnie akcję "Odczep się, Babo!". Wychodzę (zaczęły mi się porządnie zajęcia na uczelni) i nie zerkam przez półtorej godziny nerwowo na telefon. Idę się uczyć do drugiego pokoju (w tym celu nawet sprzątnęłam biurko). Wie, gdzie są pieluchy, gdzie jest mleko, gdzie jest jedzenie, jakie leki podać. Poradzą sobie. Ja sobie radzę. Codziennie. On jest mądry, rozsądny, odpowiedzialny, kocha mnie, kocha dziecko, a wyobraźnię wyrobi sobie po jakimś czasie. Dlaczego nie ma niby umieć zająć się dzieckiem? Przecież wiem, że umie. Dlaczego, do diabła, nie miałabym mu zaufać? W kąpieli od początku raczej nie biorę udziału - to chwila dla nich. Jakoś dziecko zawsze jest czyste i zadowolone. A mnie ciągle, jak mi się zdarzy wpaść przypadkiem do łazienki, zdarza się rzucić jakąś uwagę. No wspaniale - myłam ją naście razy w życiu, a i tak wiem lepiej. To by było na tyle, jeśli chodzi o racjonalność.

Pamiętajmy więc - oni mają mózgi. Uczą się, tak jak my się uczymy. Chcą się nauczyć, tak jak my chcemy. Zależy im, tak jak nam. Kochają nas i chcą nam pomóc. Może im czasem nie wychodzić, bo nam też czasem nie wychodzi. Dajmy im czas. Trochę przestrzeni i wolności. Krzywo założona pielucha to rzecz na tyle szkodliwa dla rodzica, że sami szybko nauczą się tego unikać. Pomarańczowe spodenki z różową bluzeczką to nie jest może ostatni krzyk mody, ale nikomu się od tego krzywda nie stanie, na szczęście. Ba, nawet po ekstremalnym przypadku nakarmienia dziecka (no może nie niemowlaka) pizzą albo frytką, nie powinny pojawić się ofiary. Po prostu - odczep(my) się baby! A nagle się okaże, że możemy się od naszych chłopów dużo nauczyć!

*Tytuł, jak i cały tekst, opiera się na stereotypie i moim własnym doświadczeniu, z którego wynika, że akurat w tej dziedzinie to kobiety miewają większe problemy, prawdopodobnie związane z rolami kulturowo przypisanymi płciom. Ale jeśli, Chłopie, jesteś do mnie podobny - to wybacz i, oczywiście, też się od tej swojej Baby odczep!

1 komentarz: