środa, 18 lutego 2015

A ja CHCĘ jeszcze karmić piersią!

Dziwne ma to społeczeństwo podejście do matek i ich wyborów w kwestii karmienia dzieci. Karmisz modyfikowanym, z dowolnych powodów? Nawet ich nie wysłucham, tfu, zgiń przepadnij, co z ciebie za matka?! Karmisz piersią? No, tak ma być. Tylko nie myśl, że jesteś dzięki temu jakaś wyjątkowa. To twój obowiązek. Przypadkiem nie śmiej robić tego w miejscu publicznym (bo grzech i zgorszenie przecież, kawałek cycka przykryty głową dziecka i stanikiem). I nie zbyt długo (no, dwa lata to już naprawdę ekstrawagancja), bo to obrzydliwe (SIC!). Tak źle i tak niedobrze. Mam dokładnie w momencie ukończenia przez Małą roku, punktualnie o 8 rano 6 marca powiedzieć: "Nie, dziecko, pożądanym standardem jest karmienie dzieci piersią do roku, od dzisiaj cyca nie ma, choćbyś wyła całą noc"? Naprawdę?

Stanisław Wyspiański, Macierzyństwo. Jak dla mnie - najzupełniej "estetyczne".
Lekarz przy ostatniej wizycie wspomniał, że być może, w związku z alergią skórną, trzeba się będzie niedługo zastanowić nad tym, żeby Groszka odstawić od piersi (żeby łatwiej było wychwycić, co ją uczula). Wpadłam w popłoch, przyrzekłam sobie w związku z tym prowadzić specjalny zeszycik z notatkami i naprawdę rzetelnie spisywać to, co obie jemy, może się tego przymusowego odstawiania uda uniknąć (żeby uprzedzić komentarze - jeśli okaże się to konieczne ze względów medycznych - skończymy karmienie piersią i już). Bo ja chcę jeszcze karmić. Nie dlatego, że czuję się dzięki temu lepszą, bardziej wartościową, dzielniejszą matką. I nie dlatego, że nie mam ochoty naw...suwać się wreszcie mandarynek i pomarańczy albo napić wina z przyjaciółkami. Chcę karmić, bo widzę, że moje dziecko tego potrzebuje i że sprawia jej to radość. Że przytula się, czuje się wtedy bezpieczna i szczęśliwa. I nie, nie sądzę, żeby jakiekolwiek nieprzychylne komentarze były dostatecznym powodem, żeby ją tego pozbawić. Na pewno jeszcze przez rok, a może nawet dłużej, jeśli zechce.

Mówiłam już, że bardzo szanuję naszego Lekarza? Mówię to raz jeszcze, z pełnym przekonaniem. Ale metoda na odstawianie od piersi, którą nam podpowiedział, napełniła mnie przerażeniem. "Wyjedź do rodziców na dwie noce, zostaw z tatą, a potem konsekwentnie odmawiaj, bo jeszcze przez dwa dni będzie chciała". Z uśmiechem zresztą zaraz stwierdził, że metodą, która jest w naszym przypadku najbardziej prawdopodobna jest poczekanie, aż Mała sama zrezygnuje, czemu z uśmiechem przytaknęłam (pan Doktor, trochę chyba żartobliwie, sugerował nam, że Groszka rozpieszczamy - cóż, nie wstydzę się tego - odpowiadam na potrzeby mojego dziecka najszybciej i najlepiej jak umiem - może i rozpieszczam). Zupełnie nie widzę siebie w roli tej "wyjechanej" matki. Nie, nie zostawię z własnej woli Męża samego na dwa dni i dwie noce z rozdartym dzieckiem, nawet jeśli heroicznie postanowi podjąć się tego zadania. Po prostu nie. Czymś innym byłoby, gdybym dostała szansę życia i musiała na kilka dni wyjechać, powiedzmy, na konferencję. Jeśli naprawdę nie moglibyśmy pojechać razem, cóż, pewnie bym tę rozłąkę, za zgodą wszystkich potencjalnych opiekunów, rozważała. Ale "tak sobie"? Kurczę, ja nie jestem dla niej tylko źródłem mleka, a Mąż nie będzie pełnił roli zła koniecznego. Wiem, że łatwiej jest dziecko odstawić od piersi, kiedy nie widzi matki. Będę MUSIAŁA niedługo zacząć wychodzić z domu na dłużej niż do tej pory i to pewnie będzie pierwszy krok kierunku pożegnania z piersią. Ale nie jestem gotowa na sztuczne stworzenie sytuacji, kiedy długo mnie nie ma, tylko po to, żeby przed uciec przed problemem i zostawić z nim Bogu ducha winnego faceta i jeszcze bardziej Bogu ducha winne dziecko.

Nie wiem, czy mi się ten koncept sprawdzi, ale myślę, że im dziecko starsze tym łatwiej je przekonać (nie werbalnie, bo to pewnie jeszcze nie ten poziom, ale pokazując to i cierpliwie próbując), że może dostać zamiast mleka z piersi inne smaczne jedzenie i porcję buziaków od mamy. Że możemy spędzać wspólnie razem czas, blisko i spokojnie, niekoniecznie na karmieniu. Że zamiast tego przed spaniem się poprzytulamy, poczytamy książeczkę i pośpiewamy kołysanki. Może się nie uda. Może w końcu postanowię po prostu tak się upić, że mi nawet do głowy nie przyjdzie, żeby dać dziecku pierś przez następnych parę dni, z obawy przed przekazaniem procentów. Ale najpierw spróbuję inaczej.

Kurcze, to brzmi jakbym oceniała osoby, które odstawiały "metodą radykalną". Przepraszam. Moja Mama mniej więcej tak robiła, ani ja ani siostra nie mamy po tym żadnej traumy. To nie o to chodzi. Pewnie postępowałabym i myślała zupełnie inaczej, gdybym miała problemy z laktacją, musiała koniecznie wrócić na pełen etat albo była wykończona conocnymi pobudkami. Gdybym zwyczajnie, po prostu tego CHCIAŁA. To matka musi zdecydować, że chce odstawić dziecko od piersi i kiedy chce to zrobić. Fajnie by było, gdyby dziecko też było na to gotowe, ale to nie zawsze jest możliwe. Ja decyzji jeszcze nie podjęłam. I już. Jak będzie trzeba - to odstawię radykalnie. Tylko że nie będę udawała, że nie jest mi przykro i nie dam sobie wmówić, że nie-powinno-bo-to-już-czas.

I wiecie, co mnie najbardziej irytuje? Po prostu "ogółu" nie interesuje to, czego chcemy i jak decydujemy. Kiedy już przejdziesz przez pierwsze tygodnie karmienia, które bywają trudne, kiedy już przestaną krwawić ci sutki, przestaniesz drżeć, czy leci i czy leci dość, nauczysz się postępować z zastojami i przystawiać dziecko w dowolnej pozycji - zaraz dowiadujesz się, że czas z tym skończyć. Parę "złotych myśli":
"Czy ty na pewno masz jeszcze pokarm?" - Ech, nie, wcale nie zdarza mi się jeszcze czasem przemoczyć bluzki, po prostu uparłam się, żeby dziecko przy sobie na siłę zatrzymać, ono na pewno woli kotleta, a rośnie, bo w tajemnicy samo robi sobie i popija mleko modyfikowane i wsuwa dodatkowe zupki, kiedy nie patrzę (to by wyjaśniało problemy ze znalezieniem uczulających produktów ;)).
"Poczekaj, może stracisz pokarm, to problem się rozwiąże" - Jezu, ale ja nie mam żadnego problemu! I nie dlatego mówi się o "stracie pokarmu", że to doświadczenie miłe i pozwalające łatwo i przyjemnie rozstać się z karmieniem piersią. Znam mamy, które to spotkało, jakoś nie słyszałam euforycznych relacji. Być może stracę pokarm. Mimo że karmię już prawie rok, spróbuję wtedy o niego zawalczyć, bo dla mnie to żadne rozwiązanie.
"Zawsze możesz zajść w drugą ciążę" - Wtedy podobno pokarm zmienia smak i dzieci odrzucają pierś. No hit sezonu (nawet jeśli to tylko żart)! Ile ja mam mieć tych dzieci, skoro każde będę odstawiała tą metodą?! Może pójść w dziesiątki! I kto w ogóle powiedział, że planuję w najbliższym czasie (czy w ogóle kiedykolwiek) powiększenie rodziny?
"Karmienie piersią starszego (niż roczne? dwuletnie?) dziecka jest NIEESTETYCZNE" - nie no, argument z estetyki jest tu decydujący. Nie to, czego dziecko potrzebuje i czy nie dałoby się może, w wieku lat kilku, tej potrzeby zaspokoić inaczej. Jak zwykle - coś się komuś NIE PODOBA i dlatego ma tego nie być. Czy jeśli istnieją sklepy z ciuchami, w których połowa asortymentu to dla mnie absolutne zaprzeczenie dobrego smaku, to oznacza, że ktoś powinien na poważnie liczyć się z moją opinią i te sklepy likwidować? A może powinnam napisać artykuł o tym, że osoby noszące, powiedzmy, panterkę do kwiatków powinny być piętnowane, bo JAK TO WYGLĄDA? Litości.

Zdenerwowałam się. Miałam parę rozmów o karmieniu ostatnio i zrobiło mi się po tym wszystkim zwyczajnie przykro. Wiem, że kiedyś trzeba będzie skończyć. Może trudno w to uwierzyć po tym emocjonalnym tekście, ale nigdy nie uwielbiałam karmić piersią, to nie jest moje hobby, bez którego nie będę mogła żyć. Jednak trudno mi pozbawić moje dziecko czegoś, co mogę mu dać bez problemu i co sprawia mu tyle radości (musielibyście widzieć tę "opitą" minkę - sama rozkosz :)). To będzie trudne dla nas obu i chciałabym po prostu usłyszeć raczej głos wsparcia i zrozumienia niż "dobrą radę" i sugestię, że histeryzuję, chociaż wiem, że także te "dobre rady" płyną z naprawdę (i bez cudzysłowu) dobrych serc.

2 komentarze:

  1. Ja, jeśli tylko będę mogła, chcę karmić piersią przynajmniej do 6 miesiąca życia dziecka, a możliwe, że i dłużej. Szczerze? Nigdy nie ośmieliłabym się oceniać jakiejkolwiek matki za to, jak karmi swoje dziecko. To sprawa indywidualna każdej z nas.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Życzę powodzenia i trzymam kciuki, tylko ostrożnie, bo karmienie potrafi wciągnąć ;) (a nie wyobrażałam sobie tego na początku w ten sposób).
      Do pewnego stopnia pewnie każdy coś tam sobie ocenia - w końcu jakąś opinię mamy i podejmujemy decyzje, a bardzo trudno jest nie próbować się przekonać, że nasz pogląd jest najlepszy z możliwych (a im mniej jesteśmy pewni, tym bardziej potrzebujemy siebie samych przekonać, że mamy rację). Macierzyństwo uczy mnie tego, że to, co jest dobre dla nas, może być beznadziejne dla rodziny koleżanki albo kuzynki i że jakiekolwiek ogólne oceny w takiej sytuacji są po prostu bezsensowne.

      Usuń