sobota, 23 sierpnia 2014

O miłości - wpis okolicznościowy

On ją dostrzegł nagle, ona go dojrzała
I świat im zniknął z oczu, jak z dmuchawca puszek.
Ciało - jak powietrza - zapragnęło ciała
I czujnie się jęły obwąchiwać dusze.
Tyle niepewności i odwagi tyle!
Żadne nie wiedziało, że tylko przez chwilę...
J. Kaczmarski, Legenda o miłości

Od pierwszego spotkania ludzi, którzy już wcześniej wiele o sobie słyszeli, w małej, nadmorskiej miejscowości - minęło ponad 9 lat. Od pewnej chłodnej, sierpniowej, przegadanej nocy, z pierwszym pocałunkiem na mostku - dziś właśnie mija 8. Najpierw trochę ponad 5 lat interwałów tęsknoty i szczęścia (czyli związku na odległość), potem - prawie 3 lata już całkiem wspólne - małżeńskie. Chyba wtedy, na mostku, już trochę się tego spodziewałam...

Nie sądzę, żebym znała uniwersalną receptę na udany związek. Wiem tylko, że nam, do tej pory, się udaje. Nie "tylko przez chwilę". I wydaje mi się, że wiem dlaczego, więc spróbuję o tym coś napisać. Może być momentami ckliwie i słodziutko. Wybaczcie. To takie świąteczno-rocznicowe pisanie, kiedy ze wzruszeniem patrzy się na miniony kawał wspólnego życia i, całkiem świadomie, puszcza w niepamięć kryzysy, pretensje, awantury i codzienne, wyprowadzające z równowagi drobiazgi. Żeby było jasne - było ich (i jest) całkiem sporo (chociaż może nie bardzo dużo). Ale dzisiaj po prostu nie zamierzam o nich pamiętać!

Jesteśmy przede wszystkim przyjaciółmi. Już kiedyś o tym gdzieś pisałam i mówię wszystkim, zawsze. Po 8 latach nadal mamy o czym gadać. Nawet jeśli kłócimy się i dyskutujemy do rana na temat filozofii spłacania weksli (i wcale nam nie przeszkadza, że totalnie się na tym nie znam) albo pokładamy się ze śmiechu, sprawdzając, na jaką literę zaczyna najwięcej niebeznadziejnych imion męskich (to zupełnie świeże osiągnięcie - naprawdę dobra zabawa ;)). Możemy się poszturchiwać, dokuczać sobie i ciągle jeszcze nie umieć przegrywać ze sobą nawzajem. Nie jesteśmy jak księżniczka i rycerz na białym koniu. Nigdy zresztą nie chciałam być księżniczką, wolałam raczej tworzyć rycerski duet. Mogę z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że mój Mąż zna mnie najlepiej. Pewnie nawet lepiej niż ja sama siebie znam. Dzięki temu nie muszę zrywać się rano i malować, zanim mnie zobaczy (słyszałam o kobietach, które tak robią nawet po ślubie... dla mnie - zgroza...) i nie musiałam nadmiernie zastanawiać się, jak wyglądam podczas porodu. Nie muszę też udawać, że nie jestem smutna, zmęczona lub wściekła, kiedy jestem smutna, zmęczona lub wściekła (a przecież, jeśli trzeba, umiem to robić bardzo dobrze). To taki komfort, że kiedy jesteśmy razem czuję się tak swobodnie, jakbym była sama, jednocześnie wiedząc, że jest obok ktoś, na kogo mogę liczyć...

Ale prawdę mówiąc - stworzyć poważny związek raz, a porządnie - to dar od losu. Zapomnieć o miłosnych dylematach (łatwo, jeśli ostatnie miało się w wieku lat 16), o niedotuleniu i niepewności siebie... Tacy z nas szczęściarze. ...bez żadnej zasługi,/ pierwsi lepsi z miliona, ale przekonani,/że tak stać się musiało - w nagrodę za co? za nic... Cóż, może u nas to rodzinne (zawsze mnie niezmiernie wzrusza to, że obie pary naszych Rodziców są razem od wczesnej młodości...)... W każdym razie - dzisiaj dziękuję, bo nie zawsze pamiętam o tym, że na co dzień też warto...

W tym roku świętujemy nieco inaczej, niż tradycyjnie - wyprawa na ulubiony mostek z szampanem musiała zostać odłożona, tak samo jak wizyta w ulubionej kawiarni. Zamiast tego - była pizza z Groszkiem, wspólny spacer i mnóstwo śmiechu. W ogóle - lubię tę rocznicę. Obchodziliśmy ją od początku, obdarowując się własnoręcznie wykonanymi prezentami-pamiątkami, na które pomysły czasami obmyślałam dobrych parę tygodni. Rocznica ślubu, to sprawa poważna. Świętujemy ją też trochę bardziej na poważnie i z elegancją (to w końcu też czasem potrzebne) - kolacja, świece i takie tam... A kiedy wspominamy nasz pierwszy pocałunek, o czwartej nad ranem, z widokiem na oświetlony Ostrów Tumski (niestety - poznański ;)), możemy się przed sobą nawzajem przyznać, że jakby to było wczoraj, że wcale nie tak dawno i że nie jesteśmy wcale tacy bardzo dorośli...

[Uciekam więc, do wieczora z jakąś lekką komedią, czipsami i bezalkoholowym piwkiem. A na zdjęciu - cóż, chwalę się pomysłowym, rocznicowym prezentem.]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz