poniedziałek, 23 czerwca 2014

Na początek - Tatowo

Zaczynam swojego mamowego bloga w Dzień Taty. To znaczy więcej niż się może wydawać. Moja ochota na pisanie ma dwóch Ojców. Dwóch najbliższych mi Ojców. To o nich jest ten post z okazji Dnia Taty. Dziękuję, Tatusiowie kochani.

Mój Tato. Lista rzeczy do podziękowania Mu nigdy nie będzie kompletna i nigdy się nie skończy. Tato-Przyjaciel, który grał ze mną w koszykówkę do plastikowego kosza, zawieszonego na wysokości jego ramienia i nawet czasem nie trafiał, zabierał od czasu do czasu na niezdrowe jedzenie i do dziś rozbraja szczerością. Tato-Polonista, zarażający i dający się zarażać literackimi fascynacjami, wytrwale motywujący, którego pracy magisterskiej z dumą i radością szukałam w uniwersyteckich katalogach. Którego uznanie to Nagroda. Po prostu. Tato-Bohater, który tak zatraca się w uszczęśliwianiu swoich Kobiet, że notorycznie zapomina o sobie. Tato-Święty, który wytrzymał, mając w domu trzy kobiety i wykastrowanego Kota i który rezygnuje z Ligi Mistrzów, bo w tym samym czasie jest "Na dobre i na złe" (z dumą zaznaczam tu, że akurat do powstania konieczności tego tatowego wyrzeczenia nie przyłożyłam ręki). Tato-Dziecko, którego czasem trzeba skrzyczeć, sam wie za co. Tato-Nauczyciel, który powiedział mi mnóstwo zabawnych, złośliwych i poważnie-ważnych rzeczy, których nigdy nie zapomnę. Niepoprawny genderowo Tato-W-Kuchni, dzięki któremu wiedziałam, kim powinien być mój Mężczyzna...

I Tato, który dzisiaj ma swój pierwszy Dzień Taty. Tato mojej Córci. Który był z nami od samego początku. Który przynosił w środku nocy herbatę i czekoladę. Który na nic się nie złościł, chociaż czasem powinien. Który każdą moją winę bierze na siebie, przynajmniej w połowie. Który zna mnie na wylot i robi z tego tylko dyskretny użytek. Który martwił się, że za mało rozmawia z kilkumilimetrowym Groszkiem. Który czytał mu książeczki. Który był, kiedy bolało, kiedy BoLaŁo i kiedy BOLAŁO. Który przeciął pępowinę. Który bardziej niż ja wierzy w moje macierzyństwo, kiedy brakuje siły. Który zawsze ma siłę, kiedy ja już jej nie mam. Który czasem bezradnie, nieco teatralnie, załamuje ręce nad wyjątkowo wielką kupą, żeby pokazać mi, że beze mnie ani rusz (jaki to potrzebny sygnał!). Który dał Malutkiej Jej Pierwszą Piłkę. Który wywołuje szeroki uśmiech i pisk radości mojej Córci i dzięki któremu wiem, że jest (i będzie) szczęśliwa.

Nie wiem, jak wygląda "beztatowe" macierzyństwo. Wiem, że się zdarza. Z mnóstwa powodów. I wiem tylko, że podziwiam ogromnie. Bo nawet z moim zdrowym i grzecznym Groszkiem bywa czasem potwornie ciężko. A z małą wredotą, którą byłam jako niemowlę, musiało być ciężko niewyobrażalnie. Bez Taty-oparcia - ani rusz (a czasem musi się dać i się daje...).

Słodycz się wylewa, a przecież, (uch, uwaga, banał!) nie zawsze jest tak różowo. Bo Tato to jednak nieco inny gatunek, nie zawsze wszystko rozumie, czasem zgrywa bohatera, czasem chce dla ciebie czegoś dobrego, a ty i tak uprzesz się i zrobisz inaczej (a jak pożałujesz, to za chorobę się do tego nie przyznasz). Ale Mój Tato i Groszkotato to moje Skarby i Dary. Po prostu. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz