sobota, 28 czerwca 2014

A sam sobie jedz w kiblu! Trochę o publicznym karmieniu piersią

To naprawdę nie jest takie łatwe. Przynajmniej nie musi być. Nie byłam wcale zachwycona tym, że, jak to gdzieś ostatnio przeczytałam, moja "prywatność" zakończyła się na porodówce, gdzie w ciągu doby między nogi zaglądało mi chyba z 10 osób. To nie jest tak, że mam nieodpartą ochotę publicznie się rozebrać i zaprezentować wszystkim swój biust. Słowo honoru. Wyjdę na zarozumiałą, ale uważam, że to widok tylko dla wybranych (a właściwie - Wybranego). Wolę karmić w domu, gdzie nie muszę się zasłaniać i pamiętać, że koniecznie muszę, jedną ręką trzymając dziecko, natychmiast zapiąć koszulę pod szyję. Ale czasem trzeba. Trzeba i już.

Niedawno skończył się Tydzień Karmienia Piersią. Podobno w wielu miastach mamy wychodziły, by wspólnie publicznie pokarmić. Szkoda, że dowiedziałam się o tym po fakcie, bo mimo, że mam dystans do wszelkich sztandarów, to pod takim chętnie bym stanęła.

Nie stosuję zazwyczaj retoryki tego typu, ale kto ma dzieci, ten wie, jak brzmi płacz niemowlęcia, które chce jeść. Powiedziałabym, że odruch nakazujący natychmiastowe zaspokojenie jego potrzeby w takim momencie to atawizm. Gdybym w ten sposób mogła pomóc, nie tylko wyciągnęłabym pierś ze stanika, ale rozebrałabym się do naga i wsiadła tak do tramwaju albo przebiegła się po mieście. W ogóle nie bacząc na to, że mam trochę fioła na punkcie własnej prywatności. Być może są dzieci, które odczuwają coś takiego, jak "lekki głód", "średni głód" i "wielki głód", i płaczą tylko przy tym ostatnim, kiedy mama, ostrzeżona, już dawno zdąży wrócić do domu. Moje tak nie ma. Potrzebuje jedzenia JUŻ, TERAZ, NATYCHMIAST i POTWORNIE. I mimo że zazwyczaj je co 2-3 godziny, czasem ma ochotę zrobić to częściej. Choćby dlatego, że jest upał i chce jej się pić. Być może są mamy, które umieją wytłumaczyć kilkumiesięcznemu dziecku, że dostanie jedzenie za 15 minut, kiedy tylko znajdzie się w domu. Ja nie umiem (z przyjemnością bym się natomiast nauczyła, jeśli ktoś ma sprawdzony patent). Więc karmię. Na ławce w parku, w przychodni, na osiedlu, w autobusie czy w sklepie też bym nakarmiła. Trudno.

Argumenty przeciwko "obrzydzeniu" i "oburzeniu" są niezliczone. Większość z nich, przynajmniej dla mnie, jest zupełnie logiczna. Trudno traktować poważnie ludzi (przeważnie, o dziwo, mężczyzn), których oburza publiczne karmienie, równocześnie z apetytem przyglądających się roznegliżowanym modelkom w reklamach bielizny, którym nie przeszkadza, że rozebrane panie reklamują również produkty spożywcze albo materiały budowlane (nawiasem mówiąc - zwykle nie mam nic przeciwko takim reklamom). Karmienie dziecka to czynność sto razy bardziej naturalna, niż pozowanie w bieliźnie (znowu - nie mam nic przeciwko temu drugiemu). Zresztą - żeby w ogóle zobaczyć pierś kobiety podczas karmienia, naprawdę trzeba się nagimnastykować i naprzyglądać, w przeciwieństwie do sytuacji, w której dumna ze swoich wdzięków pani chce je podkreślić dużym dekoltem.
Wysyłanie karmiących do toalet jest śmieszne. Jedyna możliwa riposta - sam sobie weź kanapkę i idź, zjedz w publicznym kiblu. Smacznego. Moje dziecko w takich warunkach nie będzie nawet przebywało, nie mówiąc już o jedzeniu. Poza argumentem natury estetycznej wchodzi tu w grę argument natury czysto zdrowotnej i nawet nie zamierzam o tym dyskutować. 
Jasne, że optymalnie by było tworzyć w sklepach czy restauracjach ustronne, czyste pokoiki do karmienia. Dzieci by się nie rozpraszały, matki nie musiały krępować i gimnastykować (trzymaj coś na jednej ręce, a drugą zapnij stanik i koszulę, tak, żeby nie odkrywać ciała - powodzenia). Tylko że to ideał, do którego będziemy dość długo dążyć, jeśli damy się przekonać, że to tylko problem "roszczeniowych matek".
Źródło: http://www.edziecko.pl/rodzice/1,79353,16054590,Nie_karm_dziecka_w_WC__mocna_kampania_na_rzecz_publicznego.html

Naprawdę rozumiem ludzi zakłopotanych czy niewiedzących jak się przy karmiącej zachować. Różne kobiety różnie do sprawy podchodzą, niektóre, słowo, wahają się i też trochę wstydzą. Sama miewam opory. Byłam (bardzo mile, ale jednak) ogromnie zaskoczona, kiedy Promotorka, podczas rozmowy, na którą przyszłam z Małą, powiedziała: "Pokarm ją, to się czymś zajmie, a my sobie porozmawiamy". W domu, przy gościach, nie wychodzę do drugiego pokoju, ale staram się zachowywać dyskretnie. Mężczyźni, szczególnie ci bardzo młodzi, z rodziny nie zawsze wiedzieli, czy mogą patrzeć na Malutką, kiedy je, czy mnie to nie krępuje, a jej nie rozprasza. Starałam się, żeby oni nie musieli czuć się skrępowani. Nie jestem ekshibicjonistką, a karmienie jakoś szczególnie mnie nie bawi (chociaż znam kobiety, które to uwielbiają). Ale jeśli w grę wchodzi dobro mojego Dziecka, to przepraszam, ale cudzymi problemami ze sobą przejmować się nie będę!

Czytałam kiedyś anegdotkę, w której zirytowana matka, na komentarz pewnego pana, że publiczne karmienie piersią jest obrzydliwe, odpowiedziała, żeby założył sobie papierową torbę na głowę, bo to, co ona widzi, dopiero jest obrzydliwe. Nie jestem zwolenniczką przytyków dotyczących cudzego wyglądu ani nieuprzejmości w ogóle, ale myślę, że byłabym gotowa odpowiedzieć coś podobnego. Dodając jeszcze: "Twoja matka, niewdzięczny bucu, wydała cię na świat w jeszcze bardziej "obrzydliwych" okolicznościach przyrody i wykarmiła cię, prawdopodobnie, w taki sam, "obrzydliwy", sposób, mimo że ją gryzłeś, a ona była do ciebie uwiązana przez kilka miesięcy, uważając na to, co je i zrywając się w środku nocy, więc choćby z szacunku do niej - po prostu się zamknij!"
A tak na spokojnie i nie w reakcji na bezpośrednią krytykę, której jeszcze nie doświadczyłam (poza kilkoma znaczącymi spojrzeniami), po prostu proszę: jeśli wam przeszkadza, nie patrzcie. Ja wiem, że to przestrzeń publiczna i z jakiej racji to wy macie musieć odwracać wzrok i tak dalej... Nie musicie. Ja po prostu bardzo proszę. Potraktujcie to jako codzienny dobry uczynek. Prosimy.

3 komentarze:

  1. Trochę późno, ale mam nadzieję, że Pani to przeczyta. Nie mam nic do publicznego karmienia piersią. W większości przypadków na prawdę niewiele widać. Któregoś razu usłyszałam, jak (nie wiem jak to określić) zapłakało, zakwiliło w niecodzienny sposób małe dziecko (niemowlę). Odruchowo się rozejrzałam i dopiero po kilunastu sekundach sobie uświadomiłam, że jest karmione. Matka tego dziecka siedziała sobie spokojnie i karmiła w miejscu publicznym piersią. Wystawiła jedną i "przykryła" się dzieckiem oraz koszulką. I nikomu to nie przeszkadzało. Ale byłam też świadkiem, jak pewna kobieta postanowiła nakarmić dziecko w tramwaju. Mimo tego, że nie było za ciepło, rozebrała się do pasa, jedną pierś dała dziecku do buzi, a drugą do ręki. Nie wiem, czy to dziecko tak ścisnęło, czy matka, ale z tej piersi dosłownie trysnęło mleko, oblewając młodego mężczyznę w garniturze (chyba jechał na rozmowę o pracę albo egzamin, już nie pamiętam) i szybę. W trakcie awantury, jaka z tego powodu wyniknęła z ust młodej matki (poza sporą dawką przekleństw i złorzeczeń) padły słowa: "Jestem matką i jak będę chciała to się nawet tu rozbiorę bo mi wolno (+ standardowe "cycki w reklamach nie przeszkadzają)". W tym momencie podejrzewam każdy by się zgodził, że publiczne karmienie jest złe.
    Konkludując: można karmić piersią w sposób dyskretny i nikogo to nie obejdzie, a można wystawiać swe "wdzięki" i wszystkich dookoła mieć przeciwko sobie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Oczywiście, ma Pani rację. Uważam, że tak naprawdę konflikt wynika tu tylko z zachowań i poglądów o charakterze ekstremalnym. Większości ludzi, tak samo jak Pani, publiczne karmienie właściwie nie przeszkadza, myślę, że większości kobiet karmiących także nie zależy na zrobieniu striptizu. Myślę, że jeśli kobieta ma potrzebę obnażenia się do pasa w miejscu publicznym, to nie tylko (albo może nawet w ogóle nie) w karmieniu leży problem. Karmiąc poza domem wychodzę z założenia: "Ja nie chcę się rozbierać, nie wszyscy chcą na to patrzeć, trzeba dziecku dać jeść, zróbmy to tak, żeby w miarę skromnych możliwości nikomu nie przeszkadzać". Nie miałam nigdy okazji spotkania mam o poglądach tak ekstremalnych jak ta, którą spotkała Pani. Z Pani relacji wynika, że zachowała się przede wszystkim ogromnie niegrzecznie, bo gdyby przeprosiła i wytłumaczyła spokojnie, dlaczego zdecydowała się na opisane zachowanie (jeśli w ogóle istniał jakiś powód, np., nie wiem, choroba dziecka i konieczność nakarmienia go za wszelką cenę, zdarza się, że dziecko nie chce jeść i trzeba je do tego, nawet dość niestandardowo, zachęcić, ale tu już trochę wymyślam), sytuacja mogłaby wyglądać inaczej. Nie rozumiem i nie pochwalam takiego postępowania, chociaż widok piersi w tramwaju by mnie osobiście nie raził (natomiast pryskanie mlekiem na innych i awantury - już owszem).

    Przy okazji Pani komentarza - ostatnio byliśmy z rodziną w centrum handlowym. Poszłam przewinąć Córeczkę do pokoiku dla mam z dzieckiem. I potem bez wahania poszłam tam też, żeby ją nakarmić. Było cicho, przytulnie, bardzo schludnie i dyskretnie. Jestem gorącą zwolenniczką takich rozwiązań.

    OdpowiedzUsuń
  3. I jeszcze jedno - uważam, że matki mają prawo do niektórych zachowań, które nie zawsze są społecznie akceptowane. Ale nie wtedy, kiedy, jak powiedziała ta, którą widziała Pani, "chcą", bo są matkami, tylko wtedy, kiedy, jak to się czasami zdarza, "muszą", bo dziecku może, w przeciwnym razie, stać się krzywda.

    OdpowiedzUsuń