sobota, 11 lipca 2015

5 rzeczy, których naprawdę zazdroszczę swojemu dziecku

Nie, wcale nie uważam, że małe dzieci (i dzieci w ogóle) nie mają problemów. "Zobacz, też bym tak chciał(a) - tylko je i śpi, a wszyscy naokoło skaczą..." Tak nam się tylko wydaje, z pozycji dorosłych, którzy doskonale już opanowali otaczającą ich rzeczywistość i którzy nie mają problemów z oceną, czy mama wyszła do sklepu, czy odeszła na zawsze, zabierając ze sobą jedyne źródło pokarmu. Kiedy myślę o tym, ile elementów codzienności moje dziecko zaskakuje, nad iloma nie ma kontroli, ilu nie rozumie i zmuszone jest przyjąć takimi, jakimi są... Wcale nie chciałabym się zamienić (w końcu mam ich przynajmniej troszkę mniej). 
Jednak są takie rzeczy, których Groszkowi naprawdę zazdroszczę. Rzeczy, które ma, bo jest dzieckiem. I to jeszcze TAKIM dzieckiem!

1. Mindfulness
Ostatnio poczytuję sobie poradnik treningu uważności (tak po polsku tłumaczy się mindfulness). Czasem myślę, że mogłabym go odłożyć i po prostu uczyć się od swojej córeczki. Po prostu usiąść na ziemi i być tak bardzo w jednym miejscu i w jednym czasie, jak ona, kiedy buduje wieżę z klocków. Skupia na tym całą uwagę, nie słyszy, kiedy się ją woła, ma ogromnie skoncentrowaną minę i opowiada sama sobie historie na temat tego, czego właśnie dokonuje. Myślę (tak mi się wydaje), że nie ma w jej umyśle wtedy miejsca na obiad, tatę w pracy i odkurzacz, który stoi w drugim pokoju i którego się boi (zresztą - boi się go tylko, kiedy go widzi - gdybym ja umiała obawiać się tylko tego, co rzeczywiście jest w zasięgu wzroku...). Nie zauważa nawet pełnej pieluchy. Gdzie i kiedy straciłam tę umiejętność nierozpraszania myśli? 

2. Zdziwienie? A może brak zdziwienia?
Z jednej strony wszystko jest nowe. Nowe, więc niebezpieczne, trudne do zrozumienia, ale też zadziwiające, wciągające, intrygujące. Z drugiej jednak, w związku z tym, Groszek nie wie jeszcze, co to jest "norma", a co "normą" nie jest. Cały świat jest taki dziwny i inny. Wszyscy ludzie są inni niż mama. Jeszcze nie wie, że o niektórych z nich niektórzy dorośli mogliby powiedzieć "pedał", "brzydka", "grubas", "kaleka"... Groszek jeszcze nie odwraca wzroku inności. Inność jest przecież na każdym kroku. Wszystko jest inne i dziwne, dlatego tak mnie interesuje! Oby tak było jak najdłużej!


3. Rodzice
Nie, nie jestem samochwałą. Chodzi mi o rodziców jako figurę, a nie o nas - ze wszech miar niedoskonałą jej realizację. Dorosłam i już jednak strasznie mi głupio, że w każdej problemowej sytuacji - nieważne, czy coś mi nie wychodzi w pracy, czy coś mi nie wychodzi w związku, czy mam jakiś wyimaginowany kłopot ze zdrowiem, czy Groszek ma gorączkę - odruchowo dzwonię do domu. Ciągle łapię się na tym dziecięcym przekonaniu, że Rodzice wszystko wiedzą i wszystko mogą, wystarczy powiedzieć im słowo. Groszek ma przynajmniej do tego jeszcze pełne prawo. A ja powinnam starać się sprostać swoim Superbohaterskim obowiązkom.

4. Nie-konwencjonalność
Nie ma jeszcze pojęcia, że na okazję to w sukience (chociaż lubi sukienki), nie wie, że może nie wypada publicznie śmiać się w głos albo robić głośnego "brum" w kościele. Nie myśli o tym, co powiedzą inni, kiedy wyjdzie na spacer w brudnej bluzce  albo w niepasujących spodenkach (bo to w końcu matka tak ubrała, nie? ;)). Nie wie, że głośne wyrażanie entuzjazmu albo publiczne przytulanie i buziaki to problem dla kogokolwiek. Wie natomiast, że jak ktoś ma "ała", to trzeba dać mu "mu", bo wtedy przestanie boleć. W ten sposób bezbłędnie odróżnia rzeczy istotne, od nieistotnych.
 
5. Nieposiadanie się z radości
Kiedy przejechaliśmy się z Groszkiem kolejką wąskotorową albo kiedy zabraliśmy ją na święto "du-du" (urodziny MPK, z wystawą zabytkowych tramwajów), zrozumieliśmy, jak niewiele trzeba do szczęścia. I to takiego, które rozpiera, nie pozwala ustać/usiedzieć na chwilę w miejscu i sprawia, że wszystkim chce się o tym opowiedzieć, nawet jeśli zna się trzy słowa na krzyż i żadne z nich nie określa uczuć. Historyjki o "du-du" (werbalnie), której można było zrobić "cacy" (gest) i której potem trzeba było zrobić "pa-pa" (gest), bo szła "a-a" (werbalnie), słuchaliśmy przez trzy dni. A mogąc biegać po zabytkowych tramwajach, Groszek po prostu z radości zaniemówił. Nam do takiego szczęścia trzeba fajerwerków. Może ślubu? Narodzin dziecka? Bóg wie czego jeszcze... A przecież kolejka wąskotorowa to jednak także powód do dzikiej radości!

2 komentarze:

  1. Ja zazdroszczę wspaniałych zabawek, polecam Djeco, aż sama mam ochotę się nimi bawić :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Rzeczywiście, te dziecięce zabawki w dzisiejszych czasach są na prawdę świetne

    OdpowiedzUsuń